piątek, 7 października 2011

zgrzeszyłam...


Przyznaję się, słaba jestem. Zgrzeszyłam :(

Mam totalnego kaca, kaca gigant, takiego wrednego moralniaka.
Niby nic się takiego nie stało, bo przecież sama sobie kuku zrobiłam, a jednak... Czuję się podle.

Wyobraźcie sobie taką sytuację: siedzicie sobie na imprezie rodzinnej, na stole co rusz pojawiają się nowe smakołyki. A to pyszny obiadek, a to mięsko, tutaj kurczaczek, tam schaboszczaczek, tu jakaś pieczeń, tam roladka. Oczy się świecą, ślinotok większy jak u buldoga, do tego dreszcze jak u kogoś na odwyku.
No bo to przecież nieludzkie, kiedy się stawia na stole takie przysmaki przed kimś, kto jest na diecie. A z drugiej strony... Tradycja zobowiązuje, co nie? Musi być dużo, musi być dobre, musi być smaczne i pachnące. No nie ukrywajmy, że każde imprezy rodzinne w Polsce okraszone są dużą ilością jedzenia.

No i jaaakk tu nie zgrzeszyyyyć!
Myślę, że w tych okolicznościach, kuszenie Ewy to był pikuś. I to czym... Jabłkiem! A mnie kuszono schabikiem, roladką, kurczaczkiem.... Dobra, koniec bo na nowo ślinotok się pojawia.
Usprawiedliwiam się? Być może, ale wierzcie mi, najtwardsza skała nie dałaby rady pod naporem tych pachnących argumentów. Mniam

Chociaż, odtwarzając teraz te wypadki, dochodzę do wniosku, że nie na mięsku padłam. To nie było to.
To było.... CIASTO!

Ostatecznie moje Waterloo muszę ogłosić pod CIASTEM. A raczej przy.
No co ja mogę na to, że kiedy widzę ciasta, zawłaszcza domowej roboty, to budzi się we mnie bestia. Nie ma racjonalnych argumentów, nie ma dzwoneczków ostrzegawczych dzwoniących w uszach. Nie ma!
Jest tylko ciasto i JA. A jeśli ktoś staje między nami... Może tego gorzko pożałować.

Jedzenie przemieniło się w orgię - pożywienie dla zmysłów, przekarmienie dla żołądka :(

Tak, zdecydowanie mam problem. Mam problem ze zdławieniem ochoty na słodycze i ciasta. Uwielbiam je i cóż mogę na to poradzić.
Węglowodany proste i złożone to coś, czym lubię karmić swój organizm, choć on z tego powodu nie jest szczęśliwy.
Czyżby jedynym wyjściem było omijanie imprez rodzinnych?


1 komentarz:

  1. Czasami człowiek musi, inaczej się udusi... :))

    Trzymam kciuki! :)
    Gdzie jesteś, Kochana? 7 października był baaardzo dawno!

    OdpowiedzUsuń