czwartek, 5 stycznia 2012

postanowienia noworoczne

W radiu codziennie podczas porannej wycieczki do pracy (więcej stania niż jazdy), słucham radia. A w nim od samiutkiego poniedzialku, dzień w dzień słyszę o postanowieniach noworocznych.

Kurcze, kto ich nie ma, prawda? Ja na pewno do wyjątkow nie należę. Niestety możecie sie domyślać jakie są moje.
Zamierzam tym razem wyskoczyć na plaże w stroju kompielowym, bez poczucia skrępowania i dopadających mnie kompleksów za każdym razem, gdy spojrzę na szczupłą dziewczynę.

I dokonam tego, a co!

Kolejnym moim postanowieniem, jest to, by wziąć się w karby i systematycznie pisać bloga. Ciekawe czy mi się to uda, prawda? :)

No ale dość już smęcenia o mnie, a co u Was? :)

Przyznam szczerze, że coraz bardziej zaskakuje mnie to, że jednak ktoś z Was mnie odwiedza. Czyli jednak nie tylko ja mam problemy ze zgubieniem paru kalorii? Może jest więcej osób, które chciałyby o tym popisać, pogadać? Jeśli tak jest, to śmiało, zostawiajcie u mnie swe komentarze. Może razem się powspieramy i stworzymy kółko osób na diecie. :) Co Wy na to?

A na dziś zostawiam Wam zadanko małe.
Poniżej zamieszczam taki mały teścik, który znalazłam w Internecie. Może pomoże on Wam zdiagnozować parę Waszych problemów.
Mi pomógł on zdecydować, czy mam problem z moją przemianą materii czy moja nadwaga wiąże się z brakiem dyscypliny.
Chcecie wiedzieć jak jest z Wami?
Rozwiążcie test, a ja Wam dam odpowiedź, jak należy zdefniować te wyniki.


Czy odchudzasz się od lat, być może kiedyś z powodzeniem, teraz natomiast nawet sprawdzone przez ciebie diety zawodzą?
Czy zauważasz, że możesz być na diecie tylko przez krótki czas, a później przez zniechęcenie z powodu niezadowalających wyników, nieustanny głód i przemożne napady głodu rezygnujesz z zamierzeń?
Czy przybierasz na wadze niezależnie od podejmowanych wysiłków i tworzy ci się fałda tłuszczu na brzuchu?
Czy tkanka tłuszczowa na brzuchu wygląda jak gąbka i taka jest w dotyku – luźna i nasączona wodą?
Czy ludzie z twojego otoczenia mogą jeść więcej, a mimo to ważyć mniej od ciebie?
Czy twój ogólny stan – fizyczny, umysłowy i emocjonalny – się pogarsza wraz z przyrostem masy ciała?
Czy musisz brać leki na schorzenia i problemy związane z nadwagą, takie jak wysokie ciśnienie tętnicze, podwyższony cholesterol lub trójglicerydy, chorba refluksowa przełyku, bezsenność, depresja, lęk lub bóle reumatyczne?
Czy lekarz musiał ci zwiększyć dawki leków albo zapisać nowe leki, chociaż jesteś na diecie i ćwiczysz?
Czy dopada cię czasami głód, który jest jak efekt uzależnienia, przez co czujesz potrzebę jedzenia węglowodanów, na przykład w ciastkach, cukierkach, chlebie, makaronie albo chipsach?
Czy czujesz przygnębienie i poirytowanie, uważasz, że nie jesteś osobą atrakcyjną i obdarzaną sympatią?
Czy odczuwasz znużenie, nawet po właściwej ilości snu?
Czy tęsknisz za „starym ja”?

No to ile macie odpowiedzi na TAK, a ile na NIE? :)

wtorek, 6 grudnia 2011

Święta, ida święta! NIech mikołaj o nas pamięta!

Specjalnie dla Was mam coś wyjątkowego!
Patrzcie co tym razem otrzymaliśmy od Izy Kotlarskiej, która stara się ułatwić nam czas wyrzeczeń i dążenia do spełnienia :)


Ach któż to ach któż to?
Czyż to nie nasze małe kaloryjki przebrały się za Mikołaja i Mikołajową? :)
Będą nas kusić słodkościami, które pozwolą im urosnąć i stać się wypasionymi KALORIAMI!
O nie drodzy Państwo! Nie tym razem :)
Wyleczyłam się już ze słodyczy i innych pogrubiaczy :)
Niemniej słodko popatrzeć na te kochane bąki. Bo generalnie bez kalorii żyć się nie da, ale ich liczba musi być umiarkowana :)
To co, zaśpiewamy coś Mikołajowi? :)

piątek, 18 listopada 2011

wielki COME BACK!

Jestem!
Dziękuję Kasiu, że pamiętasz o mnie. To miło mieć wsparcie :)
Baaa to jest bardzo ważne! :)

Okazuje się, że błądzenie jest przyjemne, pod warunkiem, że nie robi się tego w ciemnym lesie pełnym wilków. Tylko konsekwencje są bardzo, bardzo dotkliwe...

Parę kilogramów to mało...
Ale... Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, ponieważ.... Pamiętacie jeden z ostatnich wpisów, który dotyczył rozważań nt. metabolizmu? Sprawdziłam to, coś w tym jest!

Ostatnimi czasy starałam się jeść to, co mój drogi małżonek, tylko w mniejszych ilościach i... zaczaiłam się i obserwowałam.
Nie powiem, początkowo nic się nie zmieniało, ale... Po paru tygodniach okazało się, że po sytym objedzie, po którym sapałam i nie mogłam wstać z fotela, tego dnia już nie miałam ochoty na żadne danie. Natomiast... mój drogi małżonek... Przy zwiększonej porcji po kilku godzinach był głodny, przy tym chodził jak zombie i krzyczał: mięsa!!!

Wtedy doszłam do wniosku, że te metabolizmy to jednak nie ściema. A to, że ja mam problemy z moją oponką, a mężuś nie, to nie do końca moja wina.
Dodatkowo zaczęłam coraz więcej czasu spędzać w internecie szukając informacji na potwierdzenie moich spostrzeżeń.
I wiecie co, znalazłam! Znalazłam stronę, która zrzesza takich ludzi jak ja. Mało tego, znalazłam kogoś, kto pomaga takim ludziom jak ja!
Ludziom, którzy mają problemy z nadwagą i którzy wiecznie męczą się przechodząc na coraz to nowszą dietę, czekając tylko na efekt jo-jo.

Bo wygląd i utrzymanie szczupłej sylwetki to nie tylko efekt utrzymywania diety. Czasem to nie od nas zależy jak przybieramy na wadze i dlaczego.
Często tą sprawę definiuje nasz organizm, który kopie znienacka naszą dobrą wolę i szczere chęci.

Okazuje się, że są ludzie z genetycznymi skłonnościami do przybierania na wadze, a co za tym idzie zapadania na cukrzycę czy choroby związane z ciśnieniem.

A ta skłonność, jeśli się o niej nie wie, staje się niebezpieczna dla zdrowia, dla nas. Staje się podstępnym, cichym zabójcą, który czeka na nasz fałszywy krok.

Tak, bo okazuje się, że jest coś takiego jak inny metabolizm i nic tego nie zmieni.


No ale żeby było nie tylko poważnie...

Co powiecie na to zdjątko? Pochodzi z portalu kwejk.pl


piątek, 7 października 2011

zgrzeszyłam...


Przyznaję się, słaba jestem. Zgrzeszyłam :(

Mam totalnego kaca, kaca gigant, takiego wrednego moralniaka.
Niby nic się takiego nie stało, bo przecież sama sobie kuku zrobiłam, a jednak... Czuję się podle.

Wyobraźcie sobie taką sytuację: siedzicie sobie na imprezie rodzinnej, na stole co rusz pojawiają się nowe smakołyki. A to pyszny obiadek, a to mięsko, tutaj kurczaczek, tam schaboszczaczek, tu jakaś pieczeń, tam roladka. Oczy się świecą, ślinotok większy jak u buldoga, do tego dreszcze jak u kogoś na odwyku.
No bo to przecież nieludzkie, kiedy się stawia na stole takie przysmaki przed kimś, kto jest na diecie. A z drugiej strony... Tradycja zobowiązuje, co nie? Musi być dużo, musi być dobre, musi być smaczne i pachnące. No nie ukrywajmy, że każde imprezy rodzinne w Polsce okraszone są dużą ilością jedzenia.

No i jaaakk tu nie zgrzeszyyyyć!
Myślę, że w tych okolicznościach, kuszenie Ewy to był pikuś. I to czym... Jabłkiem! A mnie kuszono schabikiem, roladką, kurczaczkiem.... Dobra, koniec bo na nowo ślinotok się pojawia.
Usprawiedliwiam się? Być może, ale wierzcie mi, najtwardsza skała nie dałaby rady pod naporem tych pachnących argumentów. Mniam

Chociaż, odtwarzając teraz te wypadki, dochodzę do wniosku, że nie na mięsku padłam. To nie było to.
To było.... CIASTO!

Ostatecznie moje Waterloo muszę ogłosić pod CIASTEM. A raczej przy.
No co ja mogę na to, że kiedy widzę ciasta, zawłaszcza domowej roboty, to budzi się we mnie bestia. Nie ma racjonalnych argumentów, nie ma dzwoneczków ostrzegawczych dzwoniących w uszach. Nie ma!
Jest tylko ciasto i JA. A jeśli ktoś staje między nami... Może tego gorzko pożałować.

Jedzenie przemieniło się w orgię - pożywienie dla zmysłów, przekarmienie dla żołądka :(

Tak, zdecydowanie mam problem. Mam problem ze zdławieniem ochoty na słodycze i ciasta. Uwielbiam je i cóż mogę na to poradzić.
Węglowodany proste i złożone to coś, czym lubię karmić swój organizm, choć on z tego powodu nie jest szczęśliwy.
Czyżby jedynym wyjściem było omijanie imprez rodzinnych?


środa, 21 września 2011

Oto ona- to z nią walczymy :)


Wyobraźcie sobie, że już teraz wiem nie tylko to, jak kaloria wygląda, ale również to, jak powinno wyglądać jej zwalczanie ;)

No dobrze, może nie ja wiem, ale zaprzyjaźniona duszyczka, którą tak natchnął mój blog, że postanowiła pomóc mi w rozwinięciu jego wizualnej strony :)

Muszę przyznać, że mi te rysuneczki bardzo przypadły do gustu. Dziękuję Ci Iza za to, jak bardzo wciągnęłaś się w moją walkę z kalorią :)

Mam nadzieje, że nasza wspólna praca pomoże nie tylko nam, ale każdemu kto na ten blog zajrzy.
Gorąco zapraszam! :)

A tymczasem, proszę. Oto to małe, podstępne coś, co podkrada się do nas ukradkiem i żeruje nam na brzuszku i innych częściach ciała :))

Rysunek wykonała Iza Kotlarska.

Jak WAM się podoba???? :)


piątek, 16 września 2011

To geny??? To one sa winne???


Trochę mnie tu nie było, fakt. Ale dobrze ten czas spożytkowałam. Czytałam najróżniejsze artykuły, które w ostatnim czasie pojawiły się w sieci. I...


Myślę, że powoli znajduje światełko w tunelu, że zaczynam łapać tą nitkę, która doprowadzi mnie do kłębka :)
Co takiego przeczytałam? A coś takiego, co może być odpowiedzią na pytanie: dlaczego inni mogą jeść wszystko i nic im nie jest, nie tyją - podczas gdy ja jedząc jak wróbelek nie chudnę ni w ząb?


Okazuje się, że najnowszym trendem w dietetyce jest tzw Metabolic Typing czyli określenie osobistego typu przemiany materii. Wg tej teoririi każdy z nas w odmienny sposób trawi i przyswaja produkty, które spożywamy. I tak dla jednych mięso i tłuszcze to idealny posiłek i świetne źródło energii, dla innych jest to zbyt duże obciążenie dla organizmu, który dusi się i krztusi jak stary maluch.
Podobno odkryli to już starożytni rzymianie, tworząc powiedzenie: Pokarm jednego człowieka może być trucizną drugiego.
Tylko... Biorąc pod uwagę tachich władców jak Neron czy Kaligula, nie do końca jestem pewna, czy była to przenośnia czy chodziło o dokładne znaczenie słów.


Ale wracajmy do naszych rozważań. Ważnym punktem wyjścia do zrozumienia naszego organizmu jest zgłębienie pojęcia, metabolizm. Co to właściwie jest za czort? Otóż jest co całość procesów chemicznych i biologicznych zachodzących w naszym organizmie w celu podtrzymania życia. Niezwykle ważnym elementem w tym procesie jest pożywienie, które dostarcza nam niezbędnych witamin, mikroelementów, enzymów i składników odżywczych.
Ale tak jak do prania kolorowych rzeczy nie każdy proszek się nadaje, tak nie wszystkim organizmom odpowiada to samo paliwo.
A kto za to odpowiada? Genetyka! To ta „pramatka natura” zaprojektowała nas w ten sposób, że nie wszyscy możemy jeść to samo w tych samych ilościach. Mało tego, te same produkty mogą wpływać na jedzących je różnorako: jedni będą czuć przypływ energii i chęci do życia, dla drugich będzie to bez znaczenia, a dla trzecich może to wręcz zaszkodzić.


Na tych podstawach dietetycy stworzyli teorie o trzech podstawowych typach metabolizmu:
  • szybki spalacz
  • - wolny spalacz
  • osobnik zbilansowany.
I tak np. dla szybkiego spalacza najlepsza jest dieta oparta na MIĘSIE, bogata w TŁUSZCZE i pewne ilości warzyw. Dodatkowo powinien dostarczać do organizmu witaminy z grupy E (ponieważ nie jest to mój typ metabolizmu, dlatego nie zagłębiam się w niego więcej i tylko sygnalizuje, że takowa bestia jest- muszę potwierdzić, że sama z osobnikiem z takim typem metabolizmu mam do czynienia; najczęściej kiedy pytam co chce na obiad odpowiada: MIĘSO; może zżerać chamburgery o pierwszej w nocy i nadal wyglądać jak patyk! Czy to jest sprawiedliwość? )


Wolny spalacz natomiast wymaga diety opartej na węglowodanach w szczególności na owocach i warzywach, mniejszej ilości białka i na witaminach z grupy B.
Osobnikiem zbilansowanym nie będziemy się zajmować- to nuuuuuda ;)


Ok. NA dziś dość, idę dalej zgłebiac tajniki teorii o wolnym spalaczu.
A co Wy o tym myślicie???


żeby nie było, to mój wpis był inspirowany artykułem ze strony: http://www.odchudzanie-raport.pl/dieta-metaboliczna

piątek, 9 września 2011

gruba - chuda - o kurcze ale ja jestem gruba!!!


Ostatnio dużo czasu spędzam w siedzi- penetruje strony internetowe i blogi ludzi z podobnymi do mnie problemami. A może właśnie niepodobnymi?
Dziś parę razy trafiłam na blogi dziewczyn chorych na anoreksję. Przyznam, że mną wstrząsnęły. Początkowo myślałam, że moje i ich problemy są zupełnie różne, ale...
To nieprawda. I one i ja mamy ten sam problem. Problemem jest jedzenie. A raczej to, co siedzi w naszej psychice i to, w jaki sposób myślimy o jedzeniu. Nasze problemy są lustrzanym odbiciem, tylko ich (albo moje) znajdują się po tej drugiej, martwej stronie.

Tak, problem jedzenia to problem myślenia. Myślenia o nim i łączenia ich z problemami.

Kiedy jestem zdołowana, pożądam czekolady. Kiedy mam ciężki dzień, potrzebuję wzmocnić się solidną porcją jedzonka. Kiedy mam problem- sięgam po lody. Kiedy dobrze się bawię- dogryzam chipsy do piwa, kiedy się relaksuje oglądając film, robię dokładnie to samo.
A przecież bardzo często nie jestem głodna. Robię to, by mieć złudne poczucie bezpieczeństwa, tej mojej prywatnej oazy, mojego świata chwilowego zapomnienia, chwilowego szczęścia.
Tak, chwilowego, ponieważ potem wstaje kolejny dzień i... I mam uczucie, że dziś jestem jakby cięższa niż wczoraj. :(

A dokarmiony Pan Fałd z radością podskakuje, podczas gdy ja łapię zadyszkę biegnąc na tramwaj.
A potem znowu kolejny dzień relaksu/ smutku/ problemów i pękają kolejne rekordy na wadze.

Aż pewnego dnia podchodzę do lustra, patrzę i krzyczę: o kurcze ale ja jestem gruba!

Tylko przyzwyczajenie do chipsów, lodów, ciasteczek i innych smakołyków zostaje. A takie jedzenie jest najbardziej podstępne i potrzebny jest dodatkowy detoks żeby się z nimi rozstać.

Wam też najtrudniej rozstać się z tymi smakołykami?
Kurcze, ja wiem, że to kaloryczne, że niezdrowe, ale mmm smaczne :)

A na koniec przychodzi takie otrzeźwienie jak poniżej!